Witam;
Około 1,5 miesiąca temu wprowadził się do mnie facet.Wcześniej relacja na odległość około 2 lat ( spotkania raz na 2 miesiące) na tydzień. Przeprowadzkę chciałam ułatwić i czas aklimatyzacji. Codziennie śniadanka do pracy, obiadek po powrocie z pracy,spacerki z jego pieskiem itd. Chłop lat 35. Mamusia dzwoniąca 3 razy dziennie do niego. Ostatnio zawiozłam go do kolegi na piwko. Przywożąc go z tego spotkania zaczął się mi gadać, że nie ma tym biegu jadę,nie z taką prędkością.Ja mu na to, że mógł sobie taxi zamówić jak mu nie pasuje,a nie ma tracę swój czas na odwozki i przywózki żeby jeszcze przytyków słuchać.za chwilę dowalił się, że czajnik niedomyty i mu się nie podoba pić rano kawę z takiego czajnika( nie wpadłabym na to) . Powiedziałam mu, że mógł umyć jak mu się nie podoba. potem wspólny spacer z psem, chwila spokoju, rozmów jak kolega mieszka u którego był.Podczss tego spaceru stwierdził, że ja mu się trafiłam
jak ślepej kurze ziarno, bo to moje trzypokojowe mieszkanie itd. Wróciliśmy do domu usiadł na balkonie z kawą ja zaczęłam robić mu kanapki do pracy na poniedziałek a on w tym czasie pisał sobie z koleżanką ze swojego miasta,z którą mi obiecał, że nie będzie utrzymywał kontaktu. Ona mężatka chodzili razem do podstawówki.zonaya z jego kolegą aktualnie w separacji. Dostałam zwarcia, że nie dotrzymał słowa i ja tu odwożę, przywożę, śniadanie robię a on tak. Powiedziałam mu, że nie wyobrażam sobie takiego życia z kimś takim co nie dotrzymuje słowa i droga wolna. A on zaraz za telefon do kolegi dzwoni i mnie oczernia, że ja taka zła i go wyrzucam ( o sobie zapomniał powiedzieć jak do tego doszło). Skoczyły się śniadanka, obiadki. Uważacie, że postąpiłam po ludzku, wobec osoby, która przeprowadziła się 700 km?
|