Mieszkam niedaleko renomowanego warszawskiego liceum, takiego czystego, zadbanego, z tradycją, z „topki”. Ale nie o nim chciałam napisać. W budynku tego liceum przez lata odbywały się półkolonie, na które wysyłałam moje dzieci, gdy były już za duże na przedszkolne dyżury, ale jeszcze za małe na samodzielne spędzanie wakacji w domu. Za każdym razem, gdy mijam budynek tego liceum, czuję ścisk w żołądku. Wcale nie chodzi o to, że na półkoloniach działo się coś złego – było super!
Chodzi o to, że tydzień świetnych zajęć tam, dla każdego z moich dwóch synów, kosztował 500 zł. A był taki rok, że musieli na półkoloniach spędzić cztery tygodnie. Rachunek jest prosty, więc nie będę wyliczać.
To nie były ekskluzywne półkolonie, raczej jedne z tańszych. Tak, wiem, jest „Lato w mieście”, ale tamtego roku się nie dostaliśmy. Są też (rzadko, ale się zdarzają) darmowe kolonie i w późniejszych latach udało nam się kilka razy z nich skorzystać.
Ale to nie jest powszechne.
W tej chwili tańszymi opcjami letnimi dla dzieci jest chyba tylko właśnie „Lato w mieście” (tam, gdzie jest organizowane), wyjazdy okołokościelne, obozy zuchowe i harcerskie. Reszta dziecięcych wyjazdów wakacyjnych to kilka tysięcy za tydzień. Półkolonie są nieco tańsze, ale i tak wychodzą krocie.
Dlatego wydaje mi się, że już czas, żeby się dziecięcym wypoczynkiem zająć systemowo. W czasach, gdy dzieci każdą wolną chwilę spędzają z ekranami, warto pomyśleć o tym, jak tanio i w zajmujący sposób zorganizować im letni czas. Dotacje dla ośrodków, które przyjmą dzieci za niewielką opłatą? Tanie wyjazdy zorganizowane przez szkołę (ale nie typu "zielona szkoła, 900 zł za trzy dni")? A może zajęcia i wyjazdy przygotowane przez biblioteki i domy kultury?
Ten sektor naprawdę wymaga zmian. Nie może być tak, że miesiąc dziecięcych wakacji kosztuje więcej niż średnia krajowa. Skoro mamy edukację publiczną, czas na dofinansowane przez państwo wakacje. W końcu to, jak dzieci spędzają te dwa miesiące, tak samo wpływa na ich późniejsze życie jak miesiące w szkole. I tak samo decyduje o tym, jakimi będą dorosłymi. Dlatego wakacje są również częścią systemu edukacji. Dlaczego więc porzuciliśmy je pośrodku wolnego rynku?
A jak Wy radzicie sobie z wakacjami dzieci? Piszcie: listy@wysokieobcasy.pl