Mają dosyć patelni, mikserów i tego, że postrzega się je poprzez miejsce zamieszkania. Nie chcą być sprowadzane wyłącznie do kuchni, do garnków czy lepienia pierogów. Koła Gospodyń Wiejskich to dziś inkubatory pomysłów. To kobiety, które wykonują gigantyczną pracę u podstaw. „Przez lata koła były zapleczem cateringowym dla wójta. Teraz to miejsce budowania liderstwa wśród kobiet" – powiedziała mi jakiś czas temu Joanna Warecha, autorka filmu „PGR. Obrazy", była redaktorka naczelna pisma „Gospodyni".
W latach 90. postrzegane jako relikt przeszłości, odrodziły się i ciągle nabierają rozpędu. Budują ogromną społeczność. Łączą kobiety w ich miejscowościach, są grupą wsparcia, wymiany doświadczeń; grupą, w której czują się bezpiecznie i w której mogą porozmawiać o wszystkim.
Prowadzą warsztaty z niezależności ekonomicznej. Projekty prozdrowotne. Uczą przedsiębiorczości. Rozmawiają o menopauzie, o wychowaniu dzieci, o badaniach profilaktycznych. Prowadzą zajęcia z samoobrony. Zapraszają na masaże kobido. Gotują, ale wtedy, kiedy chcą, kiedy lubią. Pokazują, czym jest AI, jak z niej korzystać.
Kiedyś postrzegane jako nienowoczesne – dziś podbijają TikToka, bo doskonale wiedzą, jak zyskać popularność na platformach społecznościowych.
Dwa i pół roku temu Katarzyna Korus postanowiła założyć związek, który pokaże siłę kół. Należy dziś do niego już ponad 4 tys. kół. Łączą to, co tradycyjne, z innowacjami. Róża Nadrzewia, „Babcia Róża", jest jedną z nich. To o niej pisze w swoim tekście Katarzyna Staszak i opisuje fenomen influencerki.
To wszystko nie byłoby możliwe bez dowartościowania pracy kobiet – bez docenienia tego, co przez lata w swoich domach robiły na co dzień. Potrzebowały z tego domu wyjść, „nie tylko dlatego, by dzielić się przepisami czy kultywować tradycję" – tłumaczy Joanna Warecha. Potrzebowały się zrzeszać, działać, aktywizować. Okazało się, że są świetnymi menedżerkami – kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej, to one pisały wnioski o dofinansowanie, jeździły do urzędów, stały w kolejkach, „nagle się okazało, że to pole dla kobiet". Cały czas jednak trudniej im się przebić w polityce. Cały czas są pilne potrzeby, które trzeba załatwić w regionach: dostęp do opieki zdrowotnej, wykluczenie komunikacyjne.
Gdyby nie samopomoc – wiele kobiet ze wsi czy małych miejscowości nie miałoby jak dojechać do szpitala. W Polsce jest dziś ok. 16 tys. Kół Gospodyń Wiejskich. Mają nie tylko emancypacyjny potencjał. To one realizują to, czym tak naprawdę powinno być siostrzeństwo.