Piotr,
znam to aż za dobrze.
Przez lata byłem w pętli, która wyglądała tak:
Tydzień jaram – kocham marihuanę. „To najlepsze, co mnie spotkało, dzięki temu żyję lżej, kreatywniej, spokojniej, mogę w końcu odpocząć”.
Jaram jednak tak dużo, że doprowadzam się do skrajności.
Tydzień nie jaram – nienawidzę marihuany. „Zabrała mi czas, energię, czuję się od niej zależny. Muszę przestać, muszę to zmienić, przestało klepać, bez sensu to w ogóle jarać!!!”.
I na końcu zawsze to samo. Tydzień nienawiści zamieniał się w pragnienie zajarania. Kupuję kolejną pakę, odpalam i… dalszy część historii już znasz.
Jestem uwięziony w pętli. Lata. Na szczęście NIE dekady.
Czułem się, jakbym miał w sobie dwa głosy:
