Dwa lata rządu Tuska w cieniu problemów PiS
Paradoksalnie wszystko dzieje się w rytm wyjątkowo symbolicznie zmieniających się kart kalendarza; z dwunastego, na trzynastego grudnia. Niegdyś tę datę świętowaliśmy inaczej, dziś mało kto pamięta o jej historycznych konotacjach. Częściej wraca się do wydarzeń sprzed 24 miesięcy, kiedy po dwóch kadencjach „pis-owskiej smuty”, powołano koalicję mającą ambicję przywrócenia nad Wisłą standardów liberalnej demokracji. Czy się udało?
My, publicyści, prężymy muskuły, by o tym debatować, ale – w sumie – jak sieć długa, szeroka i głęboka, mało kogo to interesuje. Więcej czytam o „buncie” byłego premiera, Mateusza Morawieckiego wobec prezesa macierzystej partii, skandalicznym zignorowaniu przez niego spotkania PiS-owskiej śmietanki i pogłębiających się podziałach. Jak się okazuje, temat przykrył nie tylko wspomnienie grudnia 1981, ale i refleksję o dwóch latach rządu szerokiej koalicji z Donaldem Tuskiem na czele.
Już to świadczy, że Tusk się trzyma; gdyby było źle, przeciwnicy by mu nie odpuścili. Okazuje się jednak, że nie jest to temat; za to tematem jest kryzys w głównej partii opozycyjnej. Wieszczyłem go od dawna; można sprawdzić w licznych tekstach. Wieszczyłem koniec epoki Jarosława Kaczyńskiego i dramatyczne podziały w jego słabnącej formacji. Wieszczyłem również wyjście Morawieckiego i próbę sklejenia przez niego nowej siły politycznej. Mam wrażenie, że właśnie jesteśmy świadkami tego procesu. To jeszcze początki, ale logika jest czytelna; wrony mają zwyczaj zadziobania odmieńca, mimo, że czynią w ten sposób stado słabszym.
Piszemy o tym wszystkim w Rzeczpospolitej i rp.pl. Czytajcie. Piszemy dla was. Bogusław Chrabota.