Oprócz strefy euro w ostatnim miesiącu stopy obniżane były m.in. w Anglii, Polsce, Czechach, Meksyku, Kolumbii, Peru, Chinach, Korei i Nowej Zelandii. Obecnie średnia stopa na świecie jest o 1,3 pkt proc. niższa niż w szczycie kryzysu inflacyjnego w 2023 r., ale wciąż jest o 2 pkt proc. wyższa niż przed pandemią.
Wygląda na to, że średni koszt pieniądza może jeszcze trochę spaść, ale chyba nie wróci w najbliższych latach do ekstremalnie niskich poziomów sprzed siedmiu lat. Okres po kryzysie finansowym był dość wyjątkowy — wiązał się z restrukturyzacją zadłużenia, niskim popytem i niskimi cenami surowców.
Natomiast jednym z krajów, gdzie stopy nie spadają, są Stany Zjednoczone. Nie ma w tym nic zaskakującego. O ile dla większości krajów świata wojna celna oznacza w perspektywie paru lat efekt dezinflacyjny, bo zostawia więcej towarów na rynku, o tyle w USA oznacza ona efekt proinflacyjny, bo podnosi ceny importu.
Donald Trump jest wściekły na Fed, amerykański zarząd systemu banków centralnych, że ten nie luzuje polityki pieniężnej i nie wspiera gospodarki. Ale Jerome Powell, prezes Fedu, twardo utrzymuje asertywną postawę wobec ekscentrycznego prezydenta. Obecnie rynek oczekuje, że z powodu spadku inflacji Fed wznowi cykl redukcji stóp dopiero po wakacjach, dokonując cięć we wrześniu i październiku, a może też w grudniu. Te przewidywania potrafią jednak mocno się zmieniać.
Scenariusz dla stóp w wielu miejscach będzie zależał w dużej mierze od dynamiki wojny celnej. Im mocniej Stany Zjednoczone będą podnosić cła, tym bardziej banki centralne będą reagowały redukcjami kosztu pieniądza u siebie, podtrzymując wysoki koszt pieniądza w USA. Na razie panuje przekonanie, że stopniowo konflikt będzie się stabilizował. Pamiętajmy jednak, że człowiek z Białego Domu nie lubi takiego spokoju. |