MEN zapewnia, że to się wydarzy, a 22 zespoły eksperckie w Instytucie Badań Edukacyjnych są na finiszu nowych podstaw programowych dla wszystkich przedmiotów. Co to oznacza? Że nowe przedmioty i nowe podręczniki zaczną obowiązywać od września 2026 roku w klasach I i IV szkół podstawowych. Rok później - w szkołach średnich i kolejnych klasach podstawówek.
Co jeszcze? Bardziej ogólnie: wiedza ma przekładać się na działania praktyczne. Przedmioty mają być ze sobą skorelowane, mają "się widzieć". Przykładem jest nowy przedmiot przyroda dla klas 4-6 w szkołach podstawowych, który połączy wiedzę z biologii, geografii, a nawet chemii i fizyki.
W istniejące przedmioty wkomponowane będą moduły tematyczne: klimatyczny, filozoficzny, finansowy, prawny, medialny. Np. klimatyczny będzie na przyrodzie i przedmiotach przyrodniczych. Medialny - na polskim, informatyce i edukacji obywatelskiej. Będą one wydzielone w podstawie programowej danego przedmiotu ze wskazaniem minimalnej liczby godzin, którą trzeba na to poświęcić.
Co z przekładaniem wiedzy na działania praktyczne? Nowością będzie tydzień projektowy. Dla wszystkich klas - od I do VIII. I nie będzie to jednorazowa przygoda, tylko coś powtarzalnego. I ma być próbą wyjścia z systemu klasowo-lekcyjnego.
MEN zapewnia, że reforma będzie "odpartyjniona i odpolityczniona". Nie oznacza to, że ktokolwiek konsultuje się z prawą stroną sceny politycznej. Tylko to, że nad sprawami merytorycznymi nie pracuje ministerstwo a Instytut Badań Edukacyjnych.
Ich pracę nadzoruje rada im. Komisji Edukacji Narodowej, złożona z 40 osób: nauczycieli, dyrektorów, związków zawodowych, samorządowców, naukowców. - Pierwszy raz zdarza się, że ministerstwo nie przeprowadza tej reformy, tylko robi to we współpracy z ekspertami - podkreślała wiceministra Lubnauer. Zaznaczała, że w radzie im. KEN nie ma polityków.
Czy to się uda? Pytają ci, co śledzą działania MEN. Uda się pewnie zmienić przepisy, uda się zmienić podstawy programowe. Ale czy uda się realnie wprowadzić zmianę do szkół? Tu zdania są podzielone.
Już sama ministra Barbara Nowacka przyznaje w licznych wywiadach, że reformy nie da się zrobić bez przychylności nauczycieli.
Związkowcy przypominają, że należałoby bardziej ich docenić. Nie tylko mówić ciągle w mediach o "prestiżu zawodu", ale również odpowiednio wynagrodzić ich płace.
Nowacka podkreśla w wywiadach, że jej ambicją jest, by do końca tej kadencji Sejmu powiązać nauczycielskie płace ze średnią w gospodarce, czyli doprowadzić do uchwalenia inicjatywy obywatelskiej ZNP. Sam premier Tusk zresztą to obiecywał, co nauczyciele pamiętają. Na przyspieszenie w tej sprawie wciąż jednak czekają.