Klasa jedzie na wycieczkę – dzieci podekscytowane, wychowawca spakowany, autokar czeka. W szkole zostają inni nauczyciele, którym tego dnia z planu „wypadają” lekcje. Do tej pory dostawali za nie wynagrodzenie – teraz już nie. Bo od września obowiązuje nowy sposób rozliczania nauczycielskich godzin ponadwymiarowych. I choć w założeniu chodziło o porządkowanie finansów, w praktyce – jak mówią sami zainteresowani – może to być gwóźdź do trumny szkolnych wyjazdów.
Zgodnie z nowelizacją Karty Nauczyciela „wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe przysługuje jedynie za przydzielone i zrealizowane godziny zajęć dydaktycznych, wychowawczych lub opiekuńczych”. Co to oznacza w praktyce? Jeśli lekcja nie odbywa się nie z winy nauczyciela – bo klasa pojechała na zawody, koncert, czy właśnie na wycieczkę – nie dostaje on zapłaty.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że 8 października opublikuje komunikat wyjaśniający zasady rozliczania takich sytuacji. Ale w szkołach wrze.
„Bubel prawny” – komentują nauczyciele na forach. „Nie będzie zawodów, koncertów, ani wycieczek – proste”.
Związek Nauczycielstwa Polskiego szacuje, że nowe przepisy mogą dotyczyć nawet 40 proc. nauczycieli – głównie z klas IV–VIII i szkół ponadpodstawowych. ZNP domaga się przywrócenia dawnego zapisu z Karty Nauczyciela, który gwarantował wynagrodzenie za gotowość do pracy, nawet jeśli lekcja się nie odbyła. Bo zgodnie z kodeksem pracy „za gotowość do pracy należy się wynagrodzenie”.
MEN przypomina, że są wyjątki: nauczyciel dostanie pieniądze, jeśli dyrektor w tym samym dniu zleci mu inne zajęcia – opiekuńcze, wychowawcze lub rozwijające zainteresowania uczniów. Tyle że w praktyce trudno o takie zastępstwa. W małych szkołach nie ma rezerwowych grup, w dużych – często brakuje sal lub godzin.
Do tego dochodzą inne przepisy, równie trudne w realizacji. Zgodnie z kodeksem pracy nauczycielowi w czasie kilkudniowej wycieczki przysługuje 11 godzin nieprzerwanego odpoczynku w każdej dobie. W teorii brzmi rozsądnie, w praktyce – wielu nauczycieli przyznaje, że podczas wyjazdów śpi po trzy, cztery godziny. W mediach społecznościowych ZNP roi się od komentarzy: „Tak właśnie otarłem się o pisemną naganę, bo dyrektor uznał, że na wycieczkę pojechałem z własnej chęci”, „Polska szkoła jest do zaorania”.
Na tym tle pytanie o przyszłość szkolnych wyjazdów nabiera nowego znaczenia. Czy dyrektorzy, obawiając się kosztów i interpretacyjnych pułapek, będą chcieli je organizować? Czy nauczyciele, którym wypadną płatne godziny, zgodzą się na dodatkowy stres i odpowiedzialność?
Szkolne wycieczki są nie tylko formą nauki przez doświadczenie, ale też przestrzenią budowania relacji i zaufania – tego, czego w edukacji dziś najbardziej brakuje. Jeśli mają zniknąć z kalendarza, to nie tylko przez biurokratyczny zapis w ustawie, ale przez system, który coraz mniej docenia ludzi stojących po drugiej stronie tablicy.
Czy w takiej rzeczywistości ktoś jeszcze będzie chciał zabrać uczniów w świat? Usłyszymy jutro.