Na półmetku kadencji premier Donald Tusk zagościł u prowadzących podcast WojewódzkiKędzierski - Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego. Przyszedł się wyspowiadać. Grzechów nie pamiętał. Także tego, że obiecywał się spowiadać szeregowym Polakom - co miesiąc w różnych powiatach.
A jest z czego. - Ślubuję wam: zwycięstwo, rozliczenie zła, zadośćuczynienie krzywdom i pojednanie między Polakami - obiecywał Donald Tusk przed wyborami 15 października. A przedstawiając "100 konkretów" zapewniał: - Wiecie, z czego można sfinansować ten program 100 konkretów w 100 dni? Z uczciwości, z kompetencji, z dobrej reputacji przyszłego rządu.
Premier nie zwyciężył. Nie rozliczył zła. Nie zadośćuczynił. Nie pojednał. 100 konkretów nie wypełnił, więc - jeśli na serio brać słowa premiera - rząd jest nieuczciwy, niekompetentny i ma złą reputację.
Ale kto by na serio brał przysięgi na serio? Wedle premiera skoro dostał tylko jedną trzecią głosów ("nie daliście mi zwycięstwa, dostaliśmy niecałe 31 proc. głosów"), więc "dowiózł" jedną trzecią konkretów. Rząd, owszem, ma realne sukcesy - pieniądze z KPO, podwyżki dla nauczycieli, "babciowe", niska inflacja - ale to za mało. Na stronie z obietnicami straszy wciąż spot "Alleluja i do przodu!", który premier nagrał na 100 dni rządu - obiecywał "przyspieszenie", choćby ws. obniżki składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Ale słowa nie dotrzymał, bo ustawę zdążył jeszcze zawetować prezydent Andrzej Duda.
"Dowieźć" nie mógł za wiele, a i nawet nie za bardzo chciał. Donald Tusk nie chciał być premierem na całą kadencję, ale tylko na około rok. Nie chciał realizować "100 konkretów" - liczyło się tylko, by odsunąć PiS od władzy. Ale trwa na stanowisku, bo bez niego wszystko się posypie. Dziś Donald Tusk jest jak Joe Biden, który co prawda odsunął od władzy Donalda Trumpa, to potem swoimi rządami i brakiem następcy otwiera największemu wrogowi drogę powrotną do władzy i to ze spotęgowaną mocą.
Premier Donald Tusk szykuje jednak nowe otwarcie. Ich było już tyle, ile końców PiS-u. Zacznie się od zmiany nazwy Platformy na inny szyld. Pretekstem do tego jest wchłonięcie przez Platformę Obywatelską partii, które istnieją tylko teoretycznie: Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej. I na tym się zapewne skończy.
Nie może jeszcze wołać do koalicji rządowej "Alleluja i do grobu!". Do tego politycznego składano już wiele razy Jarosława Kaczyńskiego. Niesłusznie. Donald Tusk potrzebuje jednak cudu, które w polityce się zdarzają, a takiego nie sprawi żadne zaklęcie w postaci nowej nazwy i porzucenie logo uśmiechniętej Polski. Zysk z fuzji PO z salelitami będzie jednak realny: Nowoczesna nie będzie musiała spłacać wszystkich swoich długów. Toż to sukces, na jaki nie zasłużyliśmy.
Zachęcam do lektury
Jacek Gądek