Zaczęło się: wieszanie pająków, wycinanie dyń, wyciąganie czarnego obrusa, wieszanie pajęczyn. Planowanie halloweenowego seansu („Hotel Transylwania”, „Klątwa królika”, „Koralina”), mrocznego bingo, przygotowanie „krwistego” popcornu, pieczenie ciastek -paluszków. A także: podziały w klasie, kto Halloween obchodzi, kto nie, szkolne dyskusje o tym, czy święto nazywać Strachy na Lachy, Dniem Dyni, czy może Dziadami. I rodzicielska zagwozdka: co zrobić, by dziecko, które obchodzi Halloween, bawiło się jak najlepiej, ale przy okazji było bezpieczne. A z tym w ostatnich latach bywało różnie. We wsi Lipki Wielkie (lubuskie) ktoś wrzucił dziecku do koszyka cukierka z gwoździem. W Pyrzycach (zachodniopomorskie) dziecko dostało słodycze nafaszerowane szpilkami. W Gnieźnie i we Wrześni dzieciom także podarowano cukierki „z wkładką”. Były przypadki, że w kawałku czekoladki „siedziało” ostrze od temperówki.
Czemu? Po co? Bo komuś dziecięca maskarada przeszkadzała? Bo kogoś drażni, że inni bawią się właśnie w taki sposób? Bo ktoś chce zrobić dzieciom krzywdę? Nie lubisz przebierańców – nie otwieraj. Denerwuje cię, że stukają do drzwi i proszą o cukierki? Udaj, że nie ma cię w domu. Chwile postukają i pójdą dalej.
„Halloween to jedno z najfajniejszych świąt dla dzieci” – pisał jakiś czas temu Kamil Nowak, BlogOjciec. – „To jedno z tych świąt, które zostało stworzone właśnie dla dzieci. (…) Tymczasem w naszym kraju dorośli ludzie uznali, że to nie dla nich. I Halloween bojkotują. Co ciekawe, częściowo się muszę się z tymi ludźmi zgodzić. Bo to rzeczywiście nie jest święto dla nich”.
Tak, to święto dla dzieci i powinny tego dnia być bezpieczne. Od kilku lat organizuję Halloween na prośbę córki. Chętnych na imprezkę dzieci ciągle przybywa, dołączają też kolejne maluchy z bloku: kiedyś otwierały nam drzwi z rodzicami, teraz podrosły i same mogą przejść się po klatce. To dla nich niesamowita frajda. Jak one się szykują! Jak się zmawiają, co założą tego dnia, czy w tym roku nietoperz, Wednesday, czy Drakula! Dzieci po prostu uwielbiają maskaradę.
Żeby sąsiedzi nie byli zaskoczeni, kilka dni wcześniej wieszam kartkę w windzie i na drzwiach klatki schodowej. Wiem już, że sąsiedzi lubią wiedzieć wcześniej. Także dlatego, że chcą poczęstować dzieci cukierkami, chcą się do tego przygotować, mieć coś na stanie. Na kartce ogłaszam: „31 października dzieci będą pukały do Państwa drzwi z prośbą o cukierki. Jeśli ktoś sobie tego nie życzy – prosimy nie otwierać. Obiecujemy, że dzieci nie będą natrętne”.
I tak, zdarza się, że ludzie nie otwierają. Mają do tego prawo. Ale wiedzą, że pukanie trwa kilka sekund. Dzieci odchodzą i dzwonią do następnych drzwi. Żeby były bezpieczne, puszczamy je tylko po naszym bloku. Zawsze jest z nimi ktoś dorosły. Drzwi otwierają ludzie, którzy nas znają. Cukierki, które dostajemy, staramy się w domu przejrzeć (niestety, lepiej to zrobić, ale oczywiście nie jestem w stanie upilnować, by cała wesoła gromada nie jadła słodyczy podczas zbierania, zawsze jednak uprzedzam: wypluj, jeśli czujesz, że coś jest nie tak. I nie na mnie!). Jeśli chodzicie z dziećmi po domach – nie wchodźcie na posesję, po której biegają psy. Lepiej poczekać na właściciela.
Halloween to żaden okultyzm, czarna magia, źródło grzechu, szatańska sprawka (chociaż dzieci biegają czasem jak szatany). To zwykła zabawa, bal przebierańców, imprezka dla dzieci. I lepiej, żeby nie było wtedy strasznie.