W minionym roku 41 proc. Polaków przeglądało przynajmniej jedną książkę – podała Biblioteka Narodowa, zaznaczając, że „czytelnictwo w kraju się ustabilizowało”.
Ale w raporcie BN jest sporo innych informacji o naszym rynku, np. maleje ilość wydawanych książek (najmniej od początku ubiegłej dekady, a największe spadki odnotowuje literatura faktu), choć nie dotyczy to takich stachanowców jak Remigiusz Mróz (wydań z jego nazwiskiem na okładce do ubiegłego roku uzbierało się już 160). Wydawcy narzekają, że brakuje hitów, które przyciągają ludzi do księgarń, a z drugiej strony przyznają, że i tak mamy do czynienia z nadprodukcją, za którą nikt już nie nadąża. Takie paradoksy.
Mamy swoje narzędzie do stabilizowania czytelnictwa i nawigowania po nadprodukcji: to „Książki. Magazyn do Czytania” (nawiasem mówiąc, nowy numer już jest dostępny). Weźmy kilka przykładów z brzegu.
Joanna Tokarska-Bakir proponuje przyjrzenie się biografii Ludwika Flecka. Nie ma sobie co wyrzucać, że się o nim niespecjalnie słyszało –
na świecie uznawany za wybitną postać, w ojczyźnie w zasadzie nieznany. „Należał do tej grupy obywateli polskich, których antysemici nazywają Polakami wyłącznie pod warunkiem, że dostaną Nobla”. Mikrobiolog, który wynalazł szczepionkę na tyfus, oraz myśliciel, do którego w "Strukturze rewolucji naukowych" z podziwem odwoływał się słynny amerykański filozof nauki Thomas Kuhn, osiągnął rzeczy niebywałe w dwóch galaktycznie odległych dziedzinach. Tokarska-Bakir pyta: „Skoro dorobek szkoły lwowsko-warszawskiej zaczyna się w Polsce doceniać dopiero w XXI w., kiedy docenimy obrazoburczą inwencję Ludwika Flecka w demaskowaniu jej złudzeń?”.
Zbigniew Rokita, laureat Nike za „Kajś”, ponownie zajmuje się Górnym Śląskiem, co do którego zdiagnozował u siebie podejście zwane z niemiecka hassliebe. Napisał reportaż „Aglo”, w którym ogląda swoje miejsce na świecie z okien tramwaju linii nr 7, wiodącej od Katowic przez Chorzów po Bytom.
„Górny Śląsk to jedno z niewielu miejsc, jakie znam, gdzie teraźniejszość jest ciekawsza od przeszłości”, mówi, a z drugiej strony zastanawia się: „Może to jest kultura, która musiała się wygadać - po tym długim okresie, kiedy nie wszystko można było powiedzieć - i może już więdnie?”.
Sporo jest w tej rozmowie wycieczek w pogmatwaną historię, ale to dobrze, bo jak zauważa w „Książkach” Marcin Napiórkowski (szef Muzeum Historii Polski, ale też m.in. autor wstępu do nowego wydania „Potęgi mitu” Campbella), „przyszłość jest absolutnym priorytetem”, jednak “nie ma myślenia o przyszłości bez świadomości przeszłości. Tylko tyle możemy sięgnąć swoją wyobraźnią, empatią i gotowością do działania w przyszłość, ile jesteśmy w stanie objąć poznawczo przeszłości”. To jest dobra lektura przed świętem 11 listopada, także dlatego, że
“przekonanie wielu liberalnych intelektualistów, że patriotyzm jest już niepotrzebny, że to stare słowo, było mylne”. Tylko co każdy z nas rozumie pod pojęciem patriotyzm?
A Wojciechowi Orlińskiemu (chemikowi) wpadła w ręce fascynująca opowieść o prapoczątkach nowoczesnej nauki. A konkretnie
o alchemikach praktykujących „filozofię tajemną" w średniowieczu i renesansie, czyli właśnie w czasie, kiedy rodziła się Metoda Naukowa – a przy okazji niezbędna dla niej sztuka sceptycyzmu.
A na koniec
kulturalny rozkład jazdy na jesień - bo przecież na książkach świat się nie kończy.